wtorek, 7 grudnia 2010

Od przybytku głowa nie boli, ale...

3 komentarze:

  1. Opracowywanie książek to ich macanie, oglądanie, podczytywanie, klepanie i tak dalej? Sama radość! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, ten Mikołaj to jakiś taki hojny był i dla mnie. A wie, że bibliotekarka książki lubi, to i książek nie poskąpił... paskud jeden...

    OdpowiedzUsuń
  3. Agnes - podoba mi się Twoja definicja opracowywania:) Tak to właśnie powinno wyglądać, a nie, że trzeba godzinami giąć grzbiet przed komputerem i główkować nad jakimiś hasłami przedmiotowymi, symbolami UKD, albo zastanawiać się co u licha jest tu nazwą serii i gdzie zniknął rok wydania.

    Anonimowa bibliotekarko - Z drugiej strony zawsze mogło być gorzej. Zamiast tony książek mógł przynieść np. tonę skarpet w kolorze buraczkowym, albo tonę gryzących wełnianych swetrów z golfem. Brrr czuję ciarki na całym ciele... To ja już wolę książki:)

    OdpowiedzUsuń