piątek, 13 sierpnia 2010

Domowy fitness

No i tak (biegnę ratować dziecko, próbujące zrobić sobie krzywdę w łazience) to mniej więcej teraz u nas wygląda (piszę lewą ręką, bo prawa podtrzymuje Łucję, która wspina mi się na kolana). Cały dzień fitnessu sprawia, że trzymam formę (teraz trzymam też lewą nogą drzwiczki szafki, którą usiłuje otworzyć moje maleństwo) i nie nabieram kilogramów. Z drugiej strony (nie, mama nie weźmie teraz na kolanka!) wieczorami jestem zazwyczaj półżywa, a szkoda, bo (słuchawki tatusia nie są najepszą zabawką, odkładamy) to jedyny moment dnia, gdy mam trochę czasu dla siebie. Komiksy powstają w okolicznościach równie bohaterskich jak (aha! Łucja pochwycona w momencie, gdy próbuje odciąć sobie palce szufladą) obiad, a na pewno ich tworzenie trwa dłużej niż zazwyczaj. Może jestem odrobinę szalona, ale (ryk, poprzedzony spektakularnym upadkiem na tyłek) bardzo mi się podoba ten okres w życiu mojego dziecka (płacz u moich kolan nabiera mocy, przerywam pisanie, żeby wziąć na rączki) bo to niesamowite frajda patrzeć na tempo, w jakim się rozwija (sadzam na podłodzę i biegnę po misia Wasyla, niezawodnego pocieszyciela w smutku). A że okupię to wspaniałą forma fizyczną - trudno, tak ma widocznie być. Gdy nadejdzie okres dojrzewania jeszcze będę z rozczuleniem wspominać te bezproblemowe czasy przycinania paluszków i szarpania za kabel.

4 komentarze:

  1. Mój brat wykorzystał kiedyś minutę w czasie której były otwarte drzwi na dwór i korzystając z chwili wolności wyjechał nimi na podwórko. Niestety zawsze jeździł chodzikiem z rajdową prędkością, więc schodki ominął i jadąc w powietrzu wylądował na własnym nosie. A chodzik chronił go w czasie remontu, żeby nie raczkował po ziemi i nie jadł pyłu/gruzu/piasku. Więc spadł - i tylko sobie lekko zadrapał nos. Gdyby dorosły miał tyle przygód co dzieci to byłoby z nim bardzo źle, one zazwyczaj wychodzą z wszystkiego obronną ręką. Aczkolwiek wspominając czarne zęby mojego kolegi - trzymaj ją daleko od prądu. Masz te fajne zatyczki do gniazdek?

    OdpowiedzUsuń
  2. o Boże, mam te same wspomnienia :) :)
    Giancarlo pędzący na czworakach z prędkością światła po tarasie do pnącej się róży.
    Giancarlo liżący ślimaka.
    Giancarlo wpychający do sedesu czwartą rolkę papieru toaletowego i szóstą plastikową rybkę.
    Giancarlo pożeracz pilotów telewizyjnych.
    Giancarlo zamykający się z szerokim uśmiechem w aucie, z kluczykami i autopilotem.

    OdpowiedzUsuń
  3. :D
    Bądź dzielna!

    Aha, trzymajcie kciuki za to, żeby pożarte pazury kocie (to coś wierzchnie, co spada, jak kot sobie ostrzy pazurki) nie szkodziły dziecięcym żołądkom, co?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha, jak widać nie ja jedna jestem ofiarą szalejącego roczniaka. Czyli da się przetrwać i nie osiwieć?

    Karolino, mam ten cudowny wynalazek w postaci zatyczek do gniazdek. Sprawdza się w 100% i pewnie będzie się sprawdzać, dopóki Lucilla nie odkryje, że w szufladzie z majtkami przechowuję kluczyk odblokowujący i nie nauczy się go używać:)

    A propos kluczyków, Joanna uświadomiła mi (rety, rety!), że istnieją jeszcze niebezpieczne zabawy związane z samochodem. Na razie nie odkryte przez Lu i oby jak najdłużej.

    Agnes, nie mam pojęcia jak to jest z tymi pazurkami, ale z pewnych względów to pytanie zanurtowało i mnie. Bądź dzielna wzajem!

    W peesie mogę dodać, że Łucja zna już słowo "nie". Umie je nawet powtórzyć. I tak słodko i zarazem groźnie macha wtedy paluszkiem. A potem i tak pędzi na zatracenie...

    OdpowiedzUsuń