Hehe... ja nie jestem bibliotekarką (bibliotekarzem?), ale mam tę samą chorobę (pewnie zaraziłam się od siostry drogą kropelkową ;). U mnie w przedpokoju jest specjalna półka na książki "do oddania", bo poza kontrolę wychodzi ilość książek czytanych (wypożyczamy w kilku bibliotekach ;). Biję się w piersi, ale czasem ścigają nas upomnienia, kiedy nie możemy się rozstać z jakąś książką, którą trzeba jeszcze PO RAZ TRZECI przeczytać, bo potem może się już nie udać jej wypożyczyć!
No właśnie. Ja też mam w domu taką specjalną półkę na książki z biblioteki i patrzę z przerażeniem, jak coraz bardziej mi się zapełnia. A obiecuje sobie solennie: przeczytam to co wypożyczyłam, a dopiero potem wezmę nowe. Nic z tego. Nieograniczony, codzienny dostęp do literatury owocuje nieokiełznaną zachłannością.
Po raz kolejny oddycham z ulgą, że maniakalne ciągłe wypożyczanie to nie tylko moja przypadłość. Selekcja jest ostra, ale co z tego, skoro książek do czytania przybywa, a czasu jakoś ubywa. To niesprawiedliwe! A już w ogóle jest niesprawiedliwe to, że czasem traci się też czas na jakieś gnioty :-/ Ech...
Ja tam stwierdziłam ostatnio, że szkoda życia na gnioty. Jak coś wywołuje we mnie podejrzenia gniotowatości, wraca grzecznie na półeczkę do biblioteki:)
Ja tak mam na spotkaniach biblionetkowych. Nieopanowana zachłanność.
OdpowiedzUsuńHehe... ja nie jestem bibliotekarką (bibliotekarzem?), ale mam tę samą chorobę (pewnie zaraziłam się od siostry drogą kropelkową ;). U mnie w przedpokoju jest specjalna półka na książki "do oddania", bo poza kontrolę wychodzi ilość książek czytanych (wypożyczamy w kilku bibliotekach ;). Biję się w piersi, ale czasem ścigają nas upomnienia, kiedy nie możemy się rozstać z jakąś książką, którą trzeba jeszcze PO RAZ TRZECI przeczytać, bo potem może się już nie udać jej wypożyczyć!
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Ja też mam w domu taką specjalną półkę na książki z biblioteki i patrzę z przerażeniem, jak coraz bardziej mi się zapełnia. A obiecuje sobie solennie: przeczytam to co wypożyczyłam, a dopiero potem wezmę nowe. Nic z tego. Nieograniczony, codzienny dostęp do literatury owocuje nieokiełznaną zachłannością.
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny oddycham z ulgą, że maniakalne ciągłe wypożyczanie to nie tylko moja przypadłość. Selekcja jest ostra, ale co z tego, skoro książek do czytania przybywa, a czasu jakoś ubywa. To niesprawiedliwe! A już w ogóle jest niesprawiedliwe to, że czasem traci się też czas na jakieś gnioty :-/ Ech...
OdpowiedzUsuńJa tam stwierdziłam ostatnio, że szkoda życia na gnioty. Jak coś wywołuje we mnie podejrzenia gniotowatości, wraca grzecznie na półeczkę do biblioteki:)
OdpowiedzUsuńZnam tę zachłanność, aż za dobrze! Wypożyczam n konto swoje i siostry, a w chwilach kryzusu także jej przyjaciółki...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Czasem rozważam kwestię zapisu paru fikcyjnych krewnych i znajomych...:)
OdpowiedzUsuń